piątek, 24 maja 2013

O pieskach


Słodziak, prawda? Potulnie schował nosek między łapki. Figlarnie przekrzywił uszko. Śpi sobie ślicznie i łagodnie. Codziennie rano jeździ metrem do centrum na shopping, a wieczorkiem wraca do domku. Wie, gdzie ma wysiąść. Zna sposoby na zdobycie dobrego jedzonka. Umie przechodzić na zielonym świetle. Lubi bawić się  "kto później wsiądzie, to mistrz". Miły i inteligentny piesek. W Moskwie mają takich więcej. Nie wiem na ile sprawa jest aktualna, artykuł jest sprzed dwóch lat, ale nie jest to zbyt istotne. Psy, o których mowa są duże i bezpańskie, więc pewnie znajdzie się spora grupkach ludzi, którzy się ich boją. Patrząc na reakcje reszty do tej sytuacji wygląda to tak: a) ludzie są pod wrażeniem, b) trzymają wirtualne kciuki za biedne pieski. Biedne, niebiedne, ciężko powiedzieć. Prawdopodobnie mają się lepiej niż spory odsetek psów, które mają właściciela.

Bardzo fajnie, że obrońcy praw zwierząt i miłośnicy czworonogów rozsiedli się przed ekranami. Nie będziecie żałować. Jednak nie będę dłużej drążył tematu psów, przejdę do ludzi. Ciężko powiedzieć, czy to kwestia dotycząca naszego narodu czy może jakiejś grupy społecznej. Tak po prostu jest, żyje na świecie spora grupa osób, która ma awersje do siły. Pomijam skraje przypadki pokojowych aktywistów. Nie o nich mowa, bo nie powiedziałem przemoc. Powiedziałem siła. Każdy z inteligentnych czytelników tego tekstu (innych nie ma) zdaje sobie sprawę, iż na naszą ocenę wpływa forma przedstawienia. Poprzedni akapit o mądrych pieskach sprawił, iż psiaki zyskały swoich zwolenników. Gdybym napisał o masywnych, dzikich, niebezpiecznych zwierzętach, które terroryzując przechodniów kradną jedzenie i niszczą pociągi, wydźwięk byłby delikatnie inny. Zdecydowanie wolimy biedne pieski, jeżdżące metrem. Kochamy underdogi (i gierki słowne)!

Ogromne korporacje muszą wydawać na dbanie o wizerunek coraz więcej nie tylko ze względu na skale swoich działań, nie dlatego, że mają tyle pieniędzy, z którymi nie wiedzą co zrobić, nie tylko dlatego, że wraz ze wzrostem firmy wzrasta prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zaplątanego słabego ogniwa na punkcie styku  z klientem. Co więcej, w to może nie uwierzycie, nie jest tak też dlatego, że wszystkie działy zostały wyoutsourcingowane. Jest tak dlatego, że im większa firma tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie znienawidzona. Taki społeczny ostracyzm. Z wielkich rzeczy lubimy tylko cycki, ale też bez przesady.

W przypadku firm i polityków, jest jeden ratunek dla takiego stanu rzeczy. Istnieje możliwość, iż razem z rozwojem i obrastaniem w siłę wzrośnie zaufanie. Polityk i zaufanie? Ktoś zapyta. Tak, polityk i zaufanie, na mapie słów te wyrażenia są na jednej dzielnicy. Zaufanie jest naturalnym remedium na niechęć wobec siły.

Wielkie koncerny nas oszukują. Wielkie korporacje rządzą światem. Rząd nas robi w balona. Produkty wielkich marek są miałkie. Rosja jest ble. Międzynarodowe organizacje to mafia. Wielcy ludzie mają małe penisy. Tak myślą mali ludzie.

Oczywiście najgorsza jest siła. San Marino nie jest złe. Złe są Chiny. Pewnie, tam gdzie ta siła jest, dochodzi do uchybień, do nadużyć, do smrodu. Błędne założenie polega na tym, że wydaję nam się, że jakby San Marino było duże, byłoby dobre. No nie, bo żeby być duże musiałoby być silne.

Los Angeles Lakers, San Antonio Spurs, Miami Heat, jaka jest cecha wspólna. To są silne organizacje. Mają wrogów. Każdy niech odpowie sobie w duchu. Spokojnie, wycisz się. Czy widziałeś kiedyś hatera Sacramento Kings. Czy to, może być związane, z tym, że w swoim najlepszym sezonie w ciągu ostatnich dwóch dekad, drużyna ta była największym przegranym? Przegrana nie łączy się z siłą. Teorie spiskowe zawsze będą się lepiej lepiły do dużych, chociaż to mali mają więcej powodów, by do spisku doprowadzić.

Nie ważne, czy głosujesz przeciw jakieś opcji, czy kibicujesz przeciw jakiejś drużynie. Robisz to schematycznie. Gubi się tu meritum. To jest notka o finałach NBA. O możliwości występu w tych finałach Memphis i Indiany. Byłoby ciekawie. Całe moje myślenie o tym defnesywnym pojedynku, o dość sporej dozie nieprawdopodobieństwa tej sytuacji, o różnych takich kuriozach, zamyka się na myśli, ile osób na świecie, pragnęłaby takiej pary finałowej jedynie dlatego, że to są słabsze drużyny. To nie jest kibicowanie na zasadzie: chce, żeby Indiana była dobrą drużyną. To jest myślenie na zasadzie: niech Miami zostanie pokonane przez słabszych. Co lepsze, nie mamy roku 2004, gdzie patrzymy z perspektywy silnych i nudnych drużyn. W tym roku rozwiązanie, w którym do finału trafiają underdogi, jest dla większości finałem nudy.

Siła daje możliwości. Możliwości dla beneficjenta są pokusą do nadużyć. Dla całej reszty polem do zazdrości. Kombinacja jest dość niebezpieczna. Rzekłbym toksyczna. LeBron James bez względu na to czy będzie pyszałkiem opałkiem czy będzie potulnym barankiem znajdzie swoich przeciwników, bo przecież nie ukryje, że jest silny. Wszystko co zwieńczone pieniędzmi i zwycięstwem będzie ogniskiem zapalnym. Chyba, że opowie się historię, o drodze od pucybuty do milionera. Dowód na ciężką pracę? Sporadycznie. Tak czy inaczej, czy naprawdę jest sens zabierać innym siłę. Starczy jej dla każdego po trochę. Miami i tak wygra mistrzostwo. Bo jest dobre.

bk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...