niedziela, 1 września 2013

Polska Szkoła Tytularstwa



Ten temat wcześniej czy później musiał się tu pojawić. Przecież jednym z 16 tematów które porusza ten blog, są filmy. Z tymi zaś wiążą się dwie uniwersalne dyskusje: Pirate Bay i polskie tytuły. Od razu dodam, że notki o Pirate Bay i Korei nigdy tu nie znajdziesz, drogi czytelniku.

O tłumaczeniach zagranicznych tytułów można by stworzyć osobnego bloga. Tak się przypadkowo składa, że nie tak dawno otrzymałem certyfikat mistrza rzemiosła z kompresji tematów. Na pewno przełoży się to na konstrukcje notek na tym blogu. Od razu można zobaczyć różnicę w objętości poszczególnych akapitów. Nie bądźcie jednak zbyt naiwni: notki z dwudzięstowersowymi akapitami i rozwinięciem tematu w ostatnim z nich nadal się będą tu pojawiały. Signature move zobowiązuje.



Większość społeczeństwa (w zależności od ośrodka badawczego od 51 do 99%) krytykuje polskie nazwy amerykańskich filmów. Celowo nie użyłem słowa "zagraniczne", gdyż ta sama większość (51-99%) dzieli produkcje filmowe na polskie i amerykańskie. Większość z tej większości (26-98% ogółu) uznaję tezę o marności polskich tłumaczeń na podstawie powszechnie panującego przekonania większości (51-99%). Mniejszość z większości zaś (1-49%), popiera tą tezę przykładami. Absolutna mniejszość (0,5%) uważa polskie tłumaczenia za wyborne. To copywriterzy i ich dziewczyny (zupełnie przypadkowo mi wyszło, że jeśli dziewczyna jest copywriterem to też jest lesbijką, przepraszam).

Bo to przecież, nie o sam tytuł chodzi, tylko o przetłumaczenie kulturowego kontekstu, spowolnienie globalizacji i podniesienie PKB. Dokładnie o to chodzi. Jeśli ktoś potrzebuje wyjaśnień, zapraszam do zadawania pytań. Ja nie mogę przeciągać akapitów.


Przez chwilę myślałem, że Jack ma wycieraczki na szybce.

Polskie głowy mają sporo wyobraźni, nie ulega wątpliwości. Także, w imię ratowania rodzimej kultury i pobudzania rodzimej myśli kreatywnej, lokowanych tytułów winno być więcej. Umówmy się, "Titanic" mógł mieć polski tytuł. Nie pykło. Opcja "Brytyjski Heweliusz" nie przeszła, a innym brakowało jaj by się przebić. Polacy nie gęsi, kilka tytułów można by poprawić. 


Drive

Nie wiem czy to kwestia oszczędności, lenistwa czy braku pomysłu. Tytuł nie został nawet tknięty. Nieporozumienie to naprawdę mało słowo. Aż się prosi o tytuł dwukropkowy, nawiązujący do największej sagi na czterech kółkach. Jest jeszcze szansa, że gdy film trafi do Polsatu jako megahit, tytuł przejdzie face-lifting.
Propozycja: "Drive: zabójcza prędkość"

Dziewczyna z tatuażem

Kolejny przejaw lenistwa. Wycięcie jednego słowa? Co to oznacza? Ktoś się bał smoka zdeklinować? W Polsce nie ma smoków?  Polacy lubią krótki tytuły, a sukces Limp Bizkit to przypadek? Ja bym poszedł w stronę przeciwną. Długie tytuły to nasza pasja narodowa. Lubimy wszystko doprecyzować. Taki styl. Dlatego.
Propozycja: "Dziewczyna z kolczykiem na przedzie"


Michael Clayton

Nazwisko nas nie usprawiedliwia. Czy my nie mamy dobrych nazwisk? Minimalnym wysiłkiem byłby użycie imienia Michał. Choć oczywiście to spore uproszczenie. To tak jakbyśmy wpływ Jacksona i Jordana na amerykańską kulturę porównali do influencji (na serio to słowo istnieje) na polska kulturę Michała Ogórka. Do Michała Bajora było mi nie po drodze. Te imiona są zupełnie gdzie indziej osadzone w społecznej świadomości. Co innego Mieczysław.
Propozycja: "Mieczysław Glinkowski"

Ted

Strzelamy, jaki procent narodu nie ma pojęcia co znaczy "teddy bear". Większość (52-54%). Dlaczego odbieramy im możliwość zrozumienia dzieła w całości. Przecież nie jest to niszowa produkcja, która rządzi się swoimi prawami. Mamy tu do czynienia z zaległościami znaczeniowymi, które należy nadrobić. Natychmiast.
Propozycja: "Miś Głupolek"
Ej, widzicie te dialogi.
- Misiu Głupolku, przestań!


Turysta

I co? Jedno słówko, dosłownie przetłumaczone i koniec roboty. Żenada. Gdzie wizja, gdzie pomysł? Co nam mówi ten tytuł. Że akcja nie będzie rozgrywać się u głównego bohatera w domu. Trochę mało. Po takim tytule ciężko określić, czy iść do kina czy nie. Potrzebujemy więcej szczegółów.
Propozycja: "Amerykanin we Włoszech"

Także Wy (0.5%), nie lenić się tylko kultywować polską szkołę tytularstwa. Mamy tak piękne tradycje. Mamy też nadal większość (51-99%) osób, która nie lubi czytać napisów. To coś znaczy, na pewno.

Wszystkie fotki są dziełem szalonego Roberto Rizzato, więc musicie go dozgonnie propsować. Możecie też do niego zadzwonić. Może wkomponuje Wasze buźki w "Bitwę pod Grunwaldem", czy coś.

bk

1 komentarz:

  1. Poproszę o telefon do Roberta R.:) Ja chcę taką fotkę. PS.Nazw własnych nie tłumaczy się- raczej,czyż nie? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń


wysłów się, będzie wesoło...