niedziela, 6 października 2013

KulTura RemiXu. tff tfft, tfft tyfy tff

Everything is a remix. Kirby Ferguson, wiadomo. Kto nie widział wszystkich czterech części, niech to prędko naprawi. Nie można żyć w niewiedzy. Muzyka, filmy, obrazy, wszelkie twory kultury, pomysły, systemy, programy, urządzenia, wszystko. Wszystko jest słodkim remiksem. "Remiks remiksu" też jest remiksem. Te urocze żółwie od Stevena Johnsona też są remiksem, który jednocześnie obrazuje to pojęcie. To też trzeba obejrzeć. Żeby nie było, że dużo wymagam, nie trzeba oglądać żadnego filmiku z Lawrencem Lessigiem. Ten blog jest remiksem. Dzień dobry.


Kirby Wam już powiedział, że właściwie remiksy były od zawsze. Nasze czasy, nasza kultura nie jest pod tym względem wyjątkowa. Z drugiej strony, Chińczycy nadal nie potrafią zrozumieć po jakiego pioruna, ktoś w angielskim wymyślił słowo "remix". Od momentu, w którym człowiek nauczył się odtwarzać kulturę poczuł potrzebę remiksu. Od gościa, który pierwszy raz czytał żonie na głos artykuł z gazety scratchując pauzami, oddechami i akcentami. Poprzez muzealników grających światłem, rozmieszczeniem obrazów i wyznaczaniem ścieżek. Po zagorzałych graczy pokazujących swoje gameplaye. Każdy z nich wie, że odbiór tworów kultury nie jest uniwersalny. Po jakimś czasie obcowania z kulturą, każdy z nich poczuł, że w sumie to można tam coś zmienić, odświeżyć, włożyć cząstkę siebie. Aktywne odtwarzanie stworzyło potrzebę ingerencji. I to ten jeden z nielicznym momentów, gdy ingerencja jest równoznaczna adaptacji. A ta adaptacja, to przedsionek postępu. Dzisiejsze czasy różnią się od wczorajszych tym, że remiks nie tylko jest oficjalnym słowem, ale też tym, że jego wartość artystyczna jest usankcjonowana.


Każde dziecko na wsi wie, jaki jest najlepszy sposób wypromowania się na YouTubie. InStreamy. Kiepski żart. Oczywiście, że remiksy. The XX, taki zespolik. Gdzie by byli dziś, gdyby nie ten remiks. Dobrze dobrana grupa docelowa, zbieżność klimatyczna, śmiga. Przeróbki popularnych kawałków powstają jak grzyby po deszczu. I teraz śmieszna część. Jesteśmy w stanie odróżnić te dobre od tych kiepskich, wychwycić z natłoku odświeżeń, w ogóle ocenić. Dać notę interpretacji (w sensie że "interpretacji" to dopełnienie, a nie przydawka, just saying). I to jest dobre. 


Ktoś kiedyś jednak powiedział, że kulturą są wszystkie twory człowieka. Co zatem można jeszcze zremiksować. Pytanie nie na miejscu, bo nie ma dnia, w którym byśmy nie zmajstrowali jakiegoś daftpunka.

Język. Tak, bracie. Nawet Nawet to coś w rodzaju językowej konsolety, ale nie jest w tym odosobniony. Remiksujemy przysłowia (proste), frazeologizmy (choć tu bardziej niż o interpretacji można mówić o ułomnej pamięci), ulepszamy dowcipy, opowieści, wspomnienia z wakacji, słowa (o tak), gramatykę. Ile razu zmiksowaliście polskie czasowniki z angielskim "ingiem". DJ Bobo byłby dumny. Ile w życiu użyliście remiksu komunikatów typu: "rozumiesz?", "zgadzam się", "fajne", "kurwa". Czy pan Bralczyk lub Miodek są na Was źli? Raczej nie. Dopóki remiks nie zagraża blaskowi pierwowzoru, rzadko ktoś ma z tym problem.

Sposób bycia. Mimika. Gesty. Niemowlaki odgapiają mimikę od rodziców. Potem tak nam zostaje. Wszystkie te rzeczy, których uczymy się bezwarunkowo są remiksowane w naszej głowie. Co lepsze, rzeczy, które adaptujemy warunkowo, też są remiksowane. 

Opinie. Przykro mi. Żadna idea. Żaden pogląd. Żaden osąd. Żadna myśl większa od instynktownej nie zrodziła się od początku do końca w jednej głowie. Jesteśmy przecież ograniczeni czasowo. Nie wymyślimy świata od początku w przeciągu własnego życia, a co dopiero wymyślić coś nowego. Przetwórstwo to nasza siła i nasza karta przetargowa w negocjacjach z przeznaczeniem (co!?). Dokładamy pojedyncze cegiełki, modyfikujemy małymi kroczkami. Geniusze? Geniusze mają kilka głów. Na początek warto się pokłócić z samym sobą. To generalnie najszybsza metoda wymiany myśli. 

Ok, to było intro do notki o NBA. O remiksach, wkrótce.

bk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...