poniedziałek, 3 czerwca 2013

Nie wiemy nic

Można tematu unikać. Można iść za głosem tłumu. Można iść za głosem wybranych jednostek. Można nigdzie nie iść i medytować. Czego się jednak nie uniknie, to świadomość, że temat jest gorący (no straszne). Porozmawiajmy o absolucie, o sensie, o pytaniach bez odpowiedzi. Pierwszy niech głos zabierze jakiś filozof. Na przykład z Iranu.



Mam nadzieję, że nie śmiejecie się zbytnio z arabskich wstawek pana Nasr'a (uff, ciężko uniknąć wpadki). Nie bójcie się, to nie zespół Tourette'a, ale Pablo Francisco pewnie miałby powód do zmartwychwstania, gdyby to usłyszał. Nie jest to najbardziej porywające przemówienie, jakie w życiu słyszałem, nawet w tej notce znajdziecie lepsze. Nie wiem czy znalazłbym z panem Nasr'em wystarczającą dozę harmonii myśli by nagrać wspólnie kilka rockowych ballad. Niemniej jednak przy kilku jego słowach warto użyć różowego highlightera.

Po pierwsze, co by nie było, życie każdego małego człowieczka, to co robi, to co mówi, jest wynikiem jakiejś myśli. Każdy budzi się rano podąża za obowiązkami, celami, planami, strategiami, nie ważne jak to nazwiesz w tym momencie. Nie wstajemy rano i nie wymyślamy nowego życia każdego dnia. W wyjątkowych przypadkach robimy to kilkanaście razy w życiu. Wynik naszych pragnień, przyzwyczajeń i konwenansów jest trzonem naszej filozofii.

Złej myśli nie zwalczysz emocjami. Także z góry dziękuję już wszystkim, którzy w dyskusji o aborcji raczą mnie fantastycznymi obrazkami martwego płodu. Ok, jest mi smutno, trochę niedobrze, nie skończę tej kanapki. Możemy wrócić do rozmowy? Na widok transplantacji serca też robi mi się źle, co nie ma żadnego związku z kwestią czy to moralnie poprawne czy nie.

Trzecia kwestia, najważniejsza dla tego frapującego wywodu. Myślenie należy rewitalizować, updatować, unowocześniać, modernizować (styknie?), odnawiać, poddawać korektom, ulepszać (dotarłem do wszystkich?). Do cholery, nie bójmy się pytań na które na znamy odpowiedzi w pierwszej chwili. To są pytania, które mogą nas rozwinąć. Wszystkie pozostałe są niewarte odpowiedzi. 

Jest jeszcze czwarta kwestia, dla ciekawskich. Nie mów do gościa z Iranu per "Ty Arabie", bo pomyśli o Tobie niemoralnie. 

Ok. dość przystawek. Przejdźmy do konkretów. Wierzysz w Boga? Lubisz Kościół? Przynajmniej jedno "nie"? Guess what. Nie jesteś unikatem.




To jedna z tych wypowiedzi Richarda Dawkins'a, gdzie po sposobie mówienia i tonie głosu można się w nim zauroczyć. Na szczęście takich wypowiedzi pan Dawkins na Youtubie ma niewiele, więc nie muszę zmieniać orientacji seksualnej. Zostańmy na chwilę przy moralności, bo chyba juz trzy razy pojawiła sie w tekscie co daje jej pełne prawo do znalezienia się w tagach, a to skłania mnie do rozmyślan na jej temat. To naprawdę cudowne słowa Dawkins'a. Moralność przemyślana, przedyskutowana, usankcjonowana. Co jeszcze? Proponuję pasteryzowaną. Po pierwsze, taki system działa od lat. Właśnie na tym to polega, że zmiany w społeczeństwie i zmiany moralności idą w parze z różną dynamiką. Oczywiście Kościół często reaguję zbyt wolno, często popełnia błędy, nie wnikajmy w to. Rzecz w tym, że Kościół sankcjonuje tą moralność.  A i ta umieszczona między słowami sugestia pana profesora, że lepiej by było, gdyby 2000 lat temu Jezus zapewnił wszystkim równość, zniósł karę śmierci, wprowadził kredyty hipoteczne i towarzystwo opieki nad zwierzętami, nakazał ograniczenie prędkości na autostradach i mianował murzyna prezydentem USA. Na tej samej zasadzie zresztą traktuję argumenty o bzdurności historyjek w przekazach religijnych. Generalnie, jak natchniony prorok by nie był, zawsze ogranicza go jego język, jego stopień poznania świata i jego rozum. No ale jak, unowocześniamy normy moralne, kto ma je wprowadzać? Nie mówimy o prawie, za które odpowiedzialne są państwa i inne organy. Amnesty International? Herbalife? Każda rozwijająca się organizacja wprowadzająca ścisły system wartości, w jakimś stopniu przybiera kształt sekty. Czyli co, problem tkwi w tym, że Kościół to duża sekta

Zastosowanie metody naukowej w przypadku naszego systemu wartości wydaję się dość wątpliwe. Nawet w Guardianie o tym przeczytasz. W zasadzie era bezwzględnej wiary w metodę naukową powoli mija. Tak, wiary. Dobrze wiesz, że naukowiec, żeby coś zbadać musi zadać jakieś pytanie. Czemuś trzeba zaprzeczyć, zwątpić. Zaczyna się od przeczucia, wiary. Wyniki badań, trzeba zweryfikować, wyjaśnić, ubrać w narrację. Na każdym z tych etapów jest miejsce dla wiary, przekonań i intuicji. Nawet jeżeli założymy , że autorytet najznakomitszych naukowców zgrupowanych w ładnym budyneczku na przedmieściach Helsinek ma stanowić dla ludzi wyznacznik dobrej postawy, to i tak będzie trochę fiasko. Przeciętny Kowalski jakoś 13 lat temu pogubił się w kilku kwestiach: czy jeść mięso czy nie? czy wymieniać olej w aucie czy nie? czy pozwalać dzieciom oglądać horrory? czy blokować drzwi w trakcie jazdy? Możliwe, że to dlatego, że na te pytania nie ma jasnych odpowiedzi. Nauka jest dobra w konkretach, wszystko co ponadto to czysty, humanistyczno-heurystczny eliksir. Już widzę coroczną aktualizację moralnie akceptowalnej długości spódnicy czy zmiany w postrzeganiu dobrych uczynków. Pewnie, spaczyłem ten obraz do nauk ścisłych, bo z humanistyką jest trochę inaczej. Jednak przysłuchując się argumentom strony naukowej wyraźnie widać, że oczekiwania wobec religii wymagają kilkuset eksperymentów laboratoryjnych. 

Religie są w pewnym sensie kwantyfikatorami systemów wartości i perspektyw postrzegania dobra i zła. Pewnie niektórzy postępowi "myśliciele" ucieszyli by się na rozwiązanie, w którym każdy podąża za swoim głosem serca, rozumu, czegokolwiek, byle nie penisa. Nie każdy sobie zadaje pytanie o sens, a gdzieś ten sens w formie niewerbalnej z tyłu głowy ma. Ja w sumie bym nie śmiał określać pewnych stanów swojej świadomości, czy tam podświadomości.
- Bolek, krótka piłka, co jest dobre? jak żyć?
- No, kurde. Ważne jest, żeby ciężko harować i nie oszukiwać.
- A Ty, Zygfred, jak uważasz?
- Dobrze jest, przypitolić komuś w ryj, jak jest dupkiem.
Jak wtedy zapobiec powstawaniu nowych kościołów? Bo nie oszukujmy się, prędzej ludzie zaczną je tworzyć niż czynić uniwersalne dobro. Załóżmy, że dziś żyją na świecie sami ateiści. Daję pierwszej osobie 24 godziny na zadanie pytania, a co było przed wybuchem. Potem już z górki. W zależności od zamożności pomysłodawców pierwszych religii, po pięciu latach można się spodziewać ich co najmniej 200 wyznań. Naprawdę zależy nam na tym, żeby w każdym województwie działał niezależny szaman. W tym momencie nauka nawet nie jest w stanie wyjaśnić skąd się wzięła nasza świadomość. Konia za królestwo, że prędzej przestaniemy mówić o nauce jako narzędziu do WYJAŚNIANIA rzeczy niż pozbędziemy się ze świata religii. Na serio, powstanie świata przekracza nasze możliwości poznawcze w tym momencie. Możemy pewne rzeczy zakładać, a w inne wierzyć. To są jedynie możliwości.

.

Rozwój technologii, rozwój nauki sprawia, że religia musi się dostosowywać do nowych realiów. Nie za bardzo obala to sam koncept religii, ale dla leniwych ateistów wystarczy. Przenosząc jednak te kwestie na własne podwórko, wracamy do punktu trzeciego pana Nasr'a (hell yeah) - uaktualnienie. Każdego dnia napływają do nas informacje, zmiany, refleksje. Nie każdego dnia jesteśmy w  stanie pisać nowych szkieletów dla siebie samych. To może prowadzić do poważnych urazów psychicznych. Wystarczy raz na jakiś czas, zatrzymać się i skonfrontować naszą postawę z nowinkami ze świata. To nie jest ta kategoria, gdzie dostajemy punkty za szybkie myślenie.

Z tej kolejnej, trochę bardziej przyziemnej i przyjemnej optyki, religie są częścią kultury. Religia współtworzy tradycję, prowadzi dialog ze sztuką. Owszem często jest tylko inspiracją i za cholerę nie chce otworzyć się na ten dialog, ale kultura się stara. Nawet jeśli skusisz się na apostazję, religia nadal będzie wpływać na Twoje życie. Dawkins jak mantrę powtarza coś w stylu:


A co z tymi co samodzielnie wybierają buddyzm lub inne zeny. Bez względu na to czy zakładamy, że staruszek z brodą siedzi tam na górze czy nie. Bez względu na to, czy zastanowimy się, że niebo właściwie jest na górze i na dole i jeszcze z boku jest. Bez względu na to czy zdamy sobie sprawę, że stary i wszechmogący nie jest połączeniem językowo naturalnym. Kultura, tradycja, religia i filozofia są ze sobą splecione bardzo mocno. Zamiast to rozwiązywać, pokombinujmy może jak to ulepszać. Póki co nie widać żadnej alternatywy. 

I sedno, bardzo proszę. Obraz Boga, jaki istnieje w naszej kulturze, jest odrobinę out of date. W tej kwestii na pewno musi się coś zmienić. Wysyłamy jakieś maszynki na różne planety, a opowiadamy sobie historyjki o staruszku z brodą kręcącym tym wszystkim. Wizerunek Boga nie rozwija się w zasadzie wcale. Co skutkuję poszukiwaniem nowych wierzeń i religii. Zmiany nadchodzą, trzeba się przyszykować. A Ty, w co wierzysz?


bk

5 komentarzy:

  1. Wierzę w to, że inni pozwolą mi wierzyć w to co chcę:)
    Postęp techniczny, zmiany zasad, wartości, poglądów, kultury, mody, obyczajów, tradycji - gdzie więc szukać stałości? Dla wierzących jest nią być może już tylko stary, dobry bóg (bez sprawdzalności hipotez,dowodów). Wątpiący lub inni płyną nurtem postępu, a znudzeni szukają gdzie indziej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pozwalam, byle bez radykalizmu :)

      Usuń
    2. Dzięki:)byle bez,mam nadzieję,że mi to nie grozi.Ale..niezbadane są ścieżki ludzkich wyładowań elektrycznych :))

      Usuń
  2. too long, didn't read. LOL

    OdpowiedzUsuń


wysłów się, będzie wesoło...