niedziela, 29 września 2013

Bo fantazja, fantazja...

Nie ważne czy śmigasz w roto. Jakie kategorie odpuszczasz. Czy draftujesz wężykiem. Nie ważne czy trafnie celujesz w sleeperów. Jakich masz keeperów. Czy ufasz Excelowi. Nie ważne czy hate'ujesz h2h na forach. Nawet nie ważne czy uważasz, że punkty są dla lamusów. Grasz w fantasy - jesteś gość. Ważne, że rozumiesz wszystkie zdania w tym akapicie (z następnymi może być gorzej).

Offseason fantasy w pełni. Zbieranki, ustawianki i mocki. Czas powoli sobie przypomnieć kim jest Eric Bledsoe (to chyba nie żaden sekret). Nowy sezon nadchodzi. Tak jak w przypadku NBA można jeszcze zadać pytanie: "czego się można spodziewać po nowym sezonie", tak w przypadku fantasy pytanie to zakrawa na zbrodnie.


Ten mało estetyczny, nudny obrazek to zalążek do przynajmniej kilku historii. Zawodnicy ułożyli się tak ze względu na ilość punktów wynikających z tajnego algorytmu naszej ligi. Algorytm jest tak miarodajny, że sam Josh Smith nie mógł uwierzyć co zrobił w sezonie 2011/12. A to dopiero jedna z historii.

Amar'e. Oj Ty słodki Amar'e. Szum jaki wokół siebie rozprzestrzenił ten człowiek w 2011 roku to prawdziwa symfonia z głębin oceanu lub innego miejsca, gdzie szum powstaje. Odrodzony człowiek. Zbawiciel w Nowym Jorku. Czysta energia. Ta ostatnia ma to do siebie, że ginie przy spotkaniu z brudną siłą. Carmelo Anthony zawsze szlajał się gdzieś w okolicach drugiej dziesiątki, grając mi na nerwach. Przyszedł ze swoją chimerycznością i zniszczył Amar'e, któremu nawet apostrof nie pomógł w pojedynku z gaśnicą. Kto to wszystko mógł przewidzieć?

Zależność między pozycją Kevina Duranta a Russela Westbrooka. Widzicie to? I nagle, gdy w ostatnim sezonie stali się wzajemnie kompatybilni, w pełni siebie świadomi, nadeszły złe wieści z Ministerstwa Kontuzji. Kto to wszystko mógł przewidzieć?

Wyskok DeMarcusa Cousinsa. Każdy to mógł przewidzieć.

Dwight Howard zbudował na tym obrazku piramidę. Wykorzystał do tego swoje murarskie zdolności i zasięg ramion. Dużo emocji, dramatów. Całkiem sporo zakończonych znajomości. Kilka odświeżonych. Droga pozbawiona róż. Gdyby Dwight Howard sprzedał prawa do swojej historii argentyńskiemu studio telewizyjnemu, nasze babcie zaczęłyby interesować się NBA. Znacząco wzrosły by też szanse na transmisje meczów w TV Polonia. Pomyślcie o tym. Ale znowu, kto to mógł przewidzieć?

Cyferki w fantasy to jedyne cyferki, które mogę oglądać godzinami. To jedyna okazja kiedy z niecierpliwością poganiam Excela, by się otworzył. I gdzieś tu jest kluczyk lub haczyk lub inny metalowy wihajster. Bo przecież ja nie wierzę w liczby. Nie, po prostu nie lubię wyznawców matematycznej religii, którzy stawiają liczby ponad ludzi. W fantasy liczby są narzędziami, nowy system śledzenia zawodników na boiskach NBA też jest narzędziem. Pewnie, to z fantasy wywodzi się cały ruch analityczny. Daryl Morey nie jedno roto ma za sobą. I wszystko fajnie, jeśli traktujemy liczby jako to, czym są, czyli uproszczeniem. Dlatego, mimo zaawansowanych statystyk, kamer, programów ewaluacyjnych potrzebny w tym wszystkim jest człowiek. Jego intuicja, doświadczenie i analiza tych liczb. To cała magia fantasy: mamy dostęp do kosmicznych liczb, statystyk, ale sami musimy ułożyć działanie.

I to wszystko ma zastosowanie już na poziomie fantasy points. Roto więcej od nas wymaga, daję więcej satysfakcji, ale czy jest lepszym odwzorowaniem prawdziwej koszykówki. Nie per se (Eros Ramazzotti mógłby nagrać taki kawałek z Kayah). Ile kategorii odpuścili poszczególni mistrzowie NBA (temat na artykuł dla kogoś?). Zresztą systemy w fantasy nie rozwijają się, by być jak ta liga między NYC a LA. W takim wypadku nigdy byśmy nie doszli do poziomu aukcyjnych draftów. Fantasy rozwija się swoim torem, by dawać rozrywkę, emocję i styl (niezbędny składnik eliksiru fantastyczności). 

To co, po ile LeBron w tym roku?




bk


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...