czwartek, 12 września 2013

O wielkim zwycięstwie i małych porażkach

O rzeczach oczywistych pisać nie przystoi. Popularne osądy należy chować do szuflady, bo tylko oryginalne się przebiją przez tafle ciszy (domorosła poezja - mode on). Słusznie się można spodziewać, że na tym blogu nikt nie będzie się takimi zasadami przejmował. Konwenanse nie pasują mi do fryzury.

źródło

Marcin Gortat jest w o tyle komfortowej sytuacji, że do jego fryzury pasuje całkiem sporo, by nie powiedzieć wszystko. Np. pasuje mistrzostwo świata w meczach o nic. Inni koszykarze naszej reprezentacji, mimo bardziej wymagających kosmyków na skroniach, dzielnie dzierżą wspólnie ten tytuł. W drodze do mistrzostwa podobno pomagali polscy piłkarze, którzy wpadali na wspólne treningi. Podobno pojawił się nawet sam Emmanuel Olisadebe (fryzura afro-amerykańska, krótka).

Na sami wiecie jakim portalu wspominałem, że napiszę o Eurobaskecie, gdy MG13 popełni potrójne osiągnięcie (Wojciech Michałowicz [fryzurka na klasycznego radiowca] love; prawda, że to tłumaczenie od niego pochodzi?). W celu wyposażenia naszego lidera w triple double potrzeba paru zabiegów algebraicznych - jak 9 punktów przerobimy na asysty to pasuje jak ulał. Nie no, po prostu czas już rozgrzewać kości przed sezonem NBA (poważna różnorodność fryzur). Do tego służy Eurobasket (delikatna różnorodność fryzur), do wprawki redakcyjnej przed sezonem tych wariatów zza oceanu. Koniec gadania o biznesach, transferach i papierkowej robocie. Czas na emocje.

Emocja numer jeden: smutek. Polacy (z fryzurowym liderem - Michałem Ignerskim na czele) wygrali ostatni mecz z lenistwa. Co taki mecz oznacza? Prosta sprawa: jesteśmy wspaniali, ale trochę nam nie wyszło, następnym razem będzie lepiej. Nie wyszliśmy z grupy, bo to by oznaczało więcej minut na boisku, więcej wysiłku. Nie przegraliśmy meczu ze Słowenią (spokojne ufryzurowanie), bo to by oznaczało ciężką prace przed następnym turniejem, nerwy, zmiany, po co to komu. Lubimy komforcik (by się włoski nie kleiły od potu).

Czy polska reprezentacja (piłkarska lub koszykarska) przegrała kiedyś z kretesem mecz towarzyski? Chyba nie (postawił tezę nie do zbicia). Wtedy naszym zawodnikom przypomina się podwórko, boisko za szkołą, wakacyjne popołudnia, ogólnie laba (czasy z jeżykiem lub grzybkiem na głowie). Rywale trenują nowe zagrywki, my świetnie się bawimy. Wszystko nam wychodzi, na luzie wygrywamy. Czasem coś przegramy, ale skoro na luzie przegrywamy o mały włos (taki jeżyk do maksymalnie 4 mm), to co będzie jak się zepniemy (można używać spinek lub wsuwek)? Już spieszę z odpowiedzią, droga reprezentacjo - wtedy nic nie będzie (łysa pała). 

źródło
Szczerze, to co działo się w dwóch pierwszych meczach było gorszące dla tych oczu. O dwóch następnych tylko czytałem, o kolejnym zapomniałem, że ma się odbyć. Koniec akapitu.

Szkoda Bauermanna (mimo, że Dirk mu na imię, jednak na głowie porządek), trochę szkoda Kelatiego (dobry chłopak z niego, fryzura ujdzie), Gortata też by było szkoda, gdyby gadał mądrzejsze rzeczy. Zapomnijmy o mecz ze Słowenią (jeśli w ogóle ktoś to oglądał), nie warto go pamiętać.

bk (fryzurka w dechę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...