sobota, 26 października 2013

Oh man, doppelgangers!

Rok 1993. Lata dziewięćdziesiąte nabierają rozpędu. Każdy, szanujący się luzak ma już kolorowe, wzorzyste szorty i zna ten odcinek magazynu "LUZ" na pamięć. Na niezbyt okazałym boisku w województwie piotrkowskim kopie piłkę Matt Damon. 

Warunki nie były idealne, jednak Matt nie przejmował się tym, ćwiczył. Polscy szkoleniowcy nie bardzo rozumieli jego zapał, doskonale widzieli, że w najlepszym wypadku czeka go niemiecka mizeria. Z drugiej strony czuli, że chłopak coś przed nimi ukrywa. Młodzian poznawał nie tylko psychikę sportowca, ale też drogę jaką musi przejść gość z zaświatów, by wejść do piłkarskiego peletonu. Znajomość tego stanu i zakamarki procesu wznoszącej się gwiazdy odegrały kluczową rolę w jego aktorskim rozwoju. Dopiero 5 lat później, podczas oscarowej nocy, żona jednego z trenerów z Chrzanowic zbudziła męża krzycząc: "Jacek jest nominowany do Oscara!". Szturm na Holywood znacząco ułatwił Damonowi debiut w reprezentacji Polski. Jego pierwszy występ w drużynie narodowej miał miejsce dwa miesiące po europejskiej premierze "Szeregowca Ryana". Męstwo i braterstwo, te dwa słowa definiowały poczynania Matta na ekranach kin, jak i na boisku. Choć swoje sportowe korzenie ujawnił dopiero w 2009 roku filmem "Invictus", już dużo wcześniej wykorzystywał znajomość realiów sportowej rywalizacji (m.in. w "School Ties" z 1993).
źródło
Dużo wcześniej, bo w 1984 Matt poznał Bena Afflecka. Razem, mieszkając pod jednym dachem i pisząc scenariusz do "Buntownika z wyboru", wpadli na pomysł by zdobyć świat. Pomysł na tyle nieoryginalny, że wpada do głowy wszystkim kumplom, znającym się dłużej niż rok, po spożyciu czterech piw na głowę. To, że im się akurat udało wynikało z następnego posunięcia, jakiego dokonali - podzielili się rolami. Matt miał nie brać się za reżyserkę, jako szef miał się spełniać w roli kapitana reprezentacji Polski. Ben, mimo wspaniałych predyspozycji, miał porzucić myśli o roli skrzydłowego Minnesoty Timberwolves, wszak sport to działka zajęta przez Damona. Dla Afflecka do zagospodarowania pozostała branża muzyczna. Szybko zaczął być rozpoznawalny na wszelkiego rodzaju castingach, jednak dopiero telefon od znajomego z czasów spędzonych w Orlando - Justina Timberlake'a otworzył Affleckowi drogę do muzycznej chwały. Wszyscy są zgodni, że w całym N'Sync to Ben miał najlepszy głos. O miano frontmana rywalizował z Timberlake'iem. Nie był to jednak bratobójczy pojedynek, a raczej pełna uśmiechu, naturalna kolej rzeczy. Timberlake w ostatecznym rozrachunku zwyciężył przebojowością, młodością i łagodniejszym wyrazem twarzy. Podobno Affleck nie mogąc tego przełknąć do dziś wyżywa się na młodszym bracie, obsadzając go w dziwnych i niebezpiecznych rolach.

źródło
Obecność na wielu biznesowych polach pozwoliła Benowi i Mattowi nawiązać wiele kontaktów, dzięki którym ich plan zdobycia świata urzeczywistnił się. Dziś to oni pociągają za sznurki w filmie, sporcie i muzyce. Właściwie jedynym, który nie uznaje ich hegemonii jest Kanye West. Ale on jeszcze znajdzie swój czas na tym blogu, gdy tylko wygra jakiś mecz dla Oklahomy. Tymczasem warto zobaczyć, jaki wpływ na popkulturę ma duet Ben&Matt.


Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie jeden szkopuł - rynek francuski. Obaj kumple nie czuli, by sukces jaki tam osiągnęli był satysfakcjonujący. Ich strategia w punkcie kluczowym wymagała odnowienia znajomości Damona z Polski. Po jednym z meczów GKS-u Bełchatów z Legia Warszawa na wyjeździe Matt poznał Annę Muchę. Na początku była to przelotna znajomość, która w wynika planu wprowadzanego w życie z inicjatywy Bena Afflecka przeistoczyła się w enigmatyczny trójkąt. Anna marzyła o międzynarodowej karierze, z drugiej strony nie chciała rezygnować z życia w Polsce, gdzie już wkrótce miała się poznać z Kubą Wojewódzkim (chyba nie muszę wspominać, kto był inicjatorem spotkania). Ben wspaniale rozpoznał sytuacje i połączył kropki. Anna Mucha wkroczyła na francuski rynek muzyczny. Świat był zachwycony, świat był zdobyty. W celu zachowania pozorów Matt zlecił Ilonie Łepkowskiej napisanie specjalnie dla Ani serialowej roli. Od tego momentu Anna Mucha oscyluje wokół mediany polskiej popkultury i prowadzi francuską w niezbadane zakamarki. Niechybnie doświadczenia z Francji pomogły jej zwyciężyć polską edycję "Tańca z Gwiazdami".




Aha, miało być o doppelgangerach. Oki, doki. Nadrobię to zdjęciem.
źródło
bk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...