sobota, 2 marca 2013

Cyberek, za i przeciw


Wspominałem już, że internet nie spełnia pokładanych w nim nadziei, czyż nie? Już kilka razy, parę osób zawiodło się na nowych technologiach. Sieć po prostu ssie, chociaż, z założenia, to my mieliśmy zasysać. Tylko, że... to nie do końca tak. 

Spora część dysonansów na linii internet - użytkownik wynika z rozbuchanych oczekiwań i przedwczesnych ekscytacji. Wiemy, jak to było z dot-comami. Nikt nie potrafił określić rozmiarów tego przedsięwzięcia. Ludzka wyobraźnia lubi takie pożywki. Wyobraźnia marketingowców lubi brawurę. Wyobraźnia sprzedawców lubi impertynencję. Razem tworzą wyuzdany team to beat. Bubble Up!

Tworzymy mnóstwo baniek. Internet ma z nami rozmawiać. Odpowiadać na każde pytanie. Znajdować przyjaciół. Dopasowywać partnerów seksualnych. Zabawiać nas. Mówić prawdę. Zmniejszać odległości. Być lekarstwem na tęsknotę. Wyrównywać szanse. Poznawać nasze gusta. Przewidywać przyszłość. Właściwie, oprócz mówienia prawdy, wszystko jest możliwe. Jednak, wszystkie te rzeczy, bez prawdy oczywiście, może nam zapewnić Charlie Sheen. A przecież, powszechnie wiadomo, iż nie jest on idealnym kandydatem na męża. 

Zdaje sobie sprawę, jak ważne są wizje i pomysły na rozwój i wykorzystanie internetu. Problemy, z którymi się dziś borykamy, jutro będą stanowiły o wartości naszego komfortu. Mogę też spokojnie stwierdzić, że sieć rozwija się w monstrualnym tempie. Suma kreatywności wszystkich internautów pikuje niczym Kanye West. Ogranicza ich technologia. Oczywiście, trochę to złudne. Możliwości, którymi dysponujemy nie zostały nawet w połowie wykorzystane. Ktoś, jednak nauczył nas patrzeć w przyszłość. Niczym mały brzdąc wyciągamy ręce po nową zabawkę, gdy nawet nie odkryliśmy, że z klocków można coś poskładać.

Nellie Akalp odnosząc się do ostatniej głośnej sprawy z Yahoo, wyjaśnia dlaczego nie akceptuje w swojej firmie pracy zdalnej. Ładnie punktuje niewydolność sieci w zastępowaniu bezpośredniej interakcji. Gdy przypomnę sobie obawy rodzące się wraz z pojawieniem się internetu na skalę masową, uśmiecham się. Ludzie nie będą wychodzili z domu! Nie będziemy używać słów! Tak, mniej wychodzę z domu niż dawniej. Tak, wiele osób nie potrafi posługiwać się słowami. Tak, internet miał na to wpływ. Tylko, że językowych niedorajdów spotkać można było od zawsze. Co więcej, sam się czasem na tym łapię, skoro pisownie nowych słów mogę sprawdzić w Google, po co je zapamiętywać. Właśnie takie ułatwienia rozleniwiają nas. Tak jak socjalizm rozleniwia moralność (piękne wplecenie). Każde udogodnienie wiąże się z ryzykiem, z dwoma wizjami świata - piękną i okrutną. Żadna z nich się nie spełni, a to, która będzie bliżej rzeczywistości, zależy do jakich ludzi trafi.

Nie wychodzenie z domu: zakupy można zrobić z dostawą, pracować można zdalnie, pogada się na fb, pogra przez sieć, w zasadzie zwiedzać można przez Google Street View. Dopiero teraz bezpośrednia interakcja zyskuje rzeczywistą wartość. Ludzie będą się socjalizowali poza cyberprzestrzenią, bo mają taką potrzebę. Po drugie, przy tworzeniu technologicznych substytutów opuszczania swojego m2, rodzą się niezliczone wyzwania. Poczekamy jeszcze długo, nim zostaną zliczone, a co dopiero skutecznie podjęte.

Predyspozycje do pracy zdalnej to nie jest oczywiście kwestia genetyczna. Akalp trochę umniejsza roli pracowników w tym wszystkim. Różne stanowiska, różne style pracy, różne priorytety, różne przyzwyczajenia, po prostu różni ludzie. Prawdopodobnie kolejne pokolenie będzie lepiej przystosowane do  pracy w domu. Jakbym miał wróżyć z fusów, wybrałbym takie, które wskażą, iż za trzy pokolenie, ponownie będziemy zwierzem biurowym. Może wtedy technologia pozwoli nam przemieszczać się pomiędzy miejscami, a pozostawać w jednym w sensie geograficznym. Można krytykować Yahoo za to w jakiej sytuacji się znajduje i jaka atmosfera tam panuje, jednak nie można stracić z oczu jednego punktu - praca biurowa i praca zdalna nie są tożsame i nigdy nie będą. Gdzieś tam, potwierdza to rozwój co-workingu, gdzie indziej fundusze pompowane w rozwój biurowych udogodnień, a jeszcze w innym miejscu perfekcjonizm w tworzeniu biur domowych (to zawsze lepiej działa, gdy jest biurem a nie tylko biurkiem).  Podobnie nie jestem w stanie sobie wyobrazić zdalnego wyjścia do pubu. Możemy sobie pić do kamerki i opowiadać dowcipy, ale nie będziemy przeżywali tego samego wachlarza doznań. To naprawdę nie jest tak, że jedno musi wyprzeć drugie. Od ilu lat korzystamy z gier komputerowych i czy w związku z tym rynek gier planszowych upadł. Nawet nie dałbym sobie ręki uciąć, że się zmniejszył.

Wykorzystujmy nowe technologie świadomie. Rozwijajmy je w sposób szalony, ale oceniajmy na trzeźwo. Te wszystkie apokaliptyczne wizje są potrzebne, żeby nie popadać w samozachwyt. Ale spokojnie, jeszcze długo będziemy wychodzić z domu i odwiedzać biura. Do zmian w tej kwestii potrzeba trochę więcej niż nowe technologie.


bk

zdjęcie 1: michaeljosh via photopin cc

zdjęcie 2: Kaptain Kobold via photopin cc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...