czwartek, 14 marca 2013

Nie jestem typem plażowicza. Część druga.

Trochę czasu minęło. Nad czasem się jednak dziś rozwodzić nie będę. Czas na kontynuacje patrzenia na miasta, jak na byty z tożsamością (tak, tak, przebrnąłem właśnie przez dwie strefy konotacyjne słowa "czas"). Jak to powtarza co kilka chwil pewien znawca tematu, zobaczmy jaką historię niosą ze sobą dane miasta. Muzyka, która określa dane miejsce należy do grupy atrybutów, które wspólnie skompilują nam się w fabułę, tworzą tożsamość. Na podstawie jednego elementu tożsamościowego można rozwijać kompozycje na dalsze kręgi. Dziś do gara dodam element dość fundamentalny. Bohater. Mieszkaniec miasta, który będzie z charakterystycznym dla siebie wyrazem na twarzy spoglądał na nas, gdy przemierzamy ulice jego miasta z uchylonymi szybami i próbującymi opisać je dźwiękami z nich płynącymi. Sam słysząc opisujące go dźwięki powinien poczuć się skonfundowany, nie w tym jednak rzecz, by go niepokoić, dlatego dziś przejdziemy się chodnikiem, na pieszo, po prostu, z słuchawkami na uszach (lub w uszach, choć to mniej komfortowe i higienicznie niezbyt). A nuż okaże się, iż ma on tą samą nutę w uszach. Będziemy mogli dzięki temu spojrzeć naszemu bohaterowi w oczy, nie łudźmy się jednak, że będzie to prawdziwy as.

Dzisiejszy wybór miast jest dość szczególny. Ostatnio (nonszalancko szacując) było po europejsku, dziś będzie po polsku (jaka to różnica, ktoś zapyta). Miasta, dość mocno wpisane w moją świadomość, gdyż w każdym z nich miałem przyjemność pomieszkiwać. Panie i Panowie, przed Wami cała ściana zachodnia.

Szczecin



Deszczowe miasto, kiedyś witało mnie zawsze deszczem, dziś z tego wyrosłem. Gdzieś w świadomości, istnieje jako Polski Londyn. Gdzieś tam w środku jest wiecznie pochmurne lub wietrzne. To takie miasto gdzie Sting chętnie włóczyłby się głównymi alejami. Trochę takie rozleniwione. Coś tam mówił o tym kiedyś Łona. Powolny deszczowy chill. 
I CAN SEE YOU
Szczecinianin. W długim płaszczu, gość deko melancholijny. Nie jakiś tam zapyziały, bo w Berlinie czasem bywa. Nie taki ponury, bo nad morze ma blisko. Sprzeda nam szybkie spojrzenie i odwróci się, patrząc w dal. Trochę taki rozlazły, przez deszcze może przemoknięty. Lubi niemieckie kosmetyki i proszki do prania, które w pewien sposób dodają kolorytu do jego tożsamości. Całe życie szuka w swoim mieście starówki. Ma na jej punkcie bzika. Nie lubi wakacji w  Egipcie, bo te piramidy to trochę zbyt radykalne podejście do starówki. Jako jedyny z całej Polski, umie poruszać się po Paryżu.

Poznań


Miasto ładu i porządku z dziwnymi barwami komunikacji miejskiej. Zdecydowanie nie ujdzie nam na sucho skręcanie w lewo. Tu się jeździ prosto. Wszyscy znają kierunek w którym podążają. To miasto ma swój wykształcony rytm, jeśli spróbujesz go zachwiać, pożałujesz. Noce są tu głuche, a poranki w tramwajach pompatyczne.

Poznaniak ma własny biznes, to pewne. Spogląda na nas spod wejścia do swojego sklepiku. Ubrany schludnie. Kiedyś znalazł dla siebie idealny krój swetrów, od tego momentu nosi wyłącznie takie. Nie lubi eksperymentować, gdy nie ma potrzeby. I jest z tego dumny. Spokojnie idzie przed siebie, nigdzie się nie ogląda. Jeśli nie wejdziesz mu w drogę, nie naruszysz jego zasad, nie zauważy Cię. Nie bardzo lubi, gdy się o nim mówi. Lubi żartować z siebie, problem w tym, że te żarty nie są śmieszne. 

Wrocław


Tam gdzie Poznań stąpa po ziemi, Wrocław buja w obłokach. To miasto zawsze będzie mi się kojarzyło z chmurami, obłokami i wszelkimi zjawiskami na sklepieniu. O trochę inne chmury mi tu chodzi niż w Szczecinie. Tu po prostu wiele rzeczy jest bliżej abstrakcji niż logiki, więc nawet nie będę próbował tego racjonalnie wyjaśniać. Wystarczy usiąść na ławce koło Magnolii, posłuchać co leci z głośnika zawieszonego na drzewie. Na próżno szukać tam przepychu czy megalomanii, a jednak czuć lekki powiew ekstrawagancji.

Wrocławianin rzuci na nas okiem, zawadiacko się uśmiechnie, po czym powróci do swojego zeszyciku, w którym zapisuje swoje pomysły. Wciąż czeka na ten realny. Możemy go łatwo uwieść, wspominając, że wiemy jak wygląda morze. Morze jest dla Wrocławianina podobną konstrukcją do starówki Szczecinianina. Wynikają z tego legendy i mity. Mówi się, że to właśnie na placu Solnym wymyślono Google Wave. Nie ulega jednak wątpliwości, iż tutejszy bywalec klubowy nie pogardzi zsyntezowanym karaibskim samplem.


bk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


wysłów się, będzie wesoło...