O, wydaje mi się, że jakoś nam umknął początek sezonu NBA. Co jak co, takie wydarzenie nie powinno na tym blogu przejść bez echa. A jednak przeszło. Tak czy inaczej, czas zorientować się co w NBA piszczy, czego można się spodziewać po nadchodzącym sezonie i kto nas może zaskoczyć. Jeśli nadal tego nie wiecie, szybciutko odpalcie Twittera, wpiszcie "nba" i dokonajcie uświadomienia. Rok temu powstał ranking pięciu przyszłościowych drużyn do oglądania, dziś czas skupić się na zawodnikach. Początek sezonu to dobry czas na wyznaczanie trendów. Zapomnijcie o LeBronie, Durancie czy Iversonie. Trzeba być kreatywnym suporterem. High five and let's go!
Nikola Vucevic
Już nawet nie chodzi o to co on wczoraj zrobił Docowi Riversowi. Nikola Vucevic to nadzieja białych ludzi, to nasz reprezentant. Następca Larry'ego Birda, Steve'a Nasha i Dirk Nowitzkiego, upgradowana wersja Marcina Gortata i pretendent do bycia najlepszym białym zawodnikiem za 5 lat, jeśli nie wyszłaby ta sztuka dwóm rzadko flirtującym z golarką leśnym ludziom z Minny. Chłopak jest dość niepozorny. Bardzo zaskoczył mnie swego czasu swoją gibkością i rześkością (koszykarska rześkość to coś innego niż ta kategoria związana z zapachem). Dodatkowo ma tą niezwykła umiejętność zbierania piłek, których wcale nie powinien zebrać. Robi to z nienacka. Wyjątkowo z nienacka. Jedna ważna kwestia dotycząca tego akapitu: Blake Griffin nie jest biały.
Ben McLemore
Czy ktoś, kiedyś opracuje temat zwiększającej się liczby nazwisk i imion posiadających duża literę w środku w NBA? Czy sam mam przeprowadzić takie badania? Moja teza zakłada, iż jest to związane, w jakiś sposób, z sukcesami LBJ. Możliwe, iż jest to odgórna dyrektywa ligi, gdyż jak wiadomo trzyliterowe inicjały są jeszcze kategorią słabo wyeksplorowaną, a bardzo pomocną w kontekście notek prasowych. Potwierdzałaby tą teorię również liczba nazwisk dwuczłonowych w ostatnich draftach. Jak wiadomo, wybrany z numerem drugim w ostatnim drafcie Victor, na nazwisko ma Oladipo, a nie OlaDipo, więc liga powinna promować kogoś innego. Jak Filip z konopii, w wyścig pomiędzy BML, a KCP, wskoczył MCW. Shit happens, Ben. Ale nie ma co się załamywać, przejmować, że to Sacramento, że tłok, że Jimmer Fredette i Isaiah Thomas. Trzeba walczyć dalej. Ben jest moim cichym kandydatem, nie do ROY, ale do największego progresu w przeciągu najbliższych trzech lat z tej klasy draftu. Może być antytezą Tyreke Evansa. Ma taki sympatyczny uśmiech.
Jermaine O'Neal
Jeśli myśleliście, że ta lista będzie składała się z samych młodziaków to absolutnie nie zrozumieliście jej założeń. Shame on You. A czy wiesz, że Jermaine nigdy nie rozegrał pełnego sezonu w NBA. Raz zabrakło mu jednego meczu, to powiedzmy, że się liczy, ale to było w 2001 roku. W ostatnich trzech sezonach podatny na kontuzje center rozgrywa średnio 35 gier w sezonie regularnym. Przy czym ta średnia jest zawyżona, bo ostatni sezon spędził w Suns, a jak wiadomo w Phoenix z kranu płynie syrop na nieśmiertelność. Teraz jest zmiennikiem Andrew Boguta. Komuś mogłoby się wydawać, że na wstępie selekcji zmienników dla kogoś takiego jak Bogut bierze się pod uwagę historię zdrowotną zawodnika. Gdyby tak było, Marcin Gortat grałby w kilku klubach na raz. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. W rzeczywistości Golden State Warriors prowadzą w tym sezonie dwie walki. W pierwszej walce ich przeciwnikami są Spurs, Heat, Rockets, Clippers, Pacers i pare innych drużyn, a stawką jest mistrzostwo NBA. W drugiej walce ich głównym przeciwnikiem jest Cleveland Cavaliers, a stawką tytuł drużyny z najmniejszą ilością minut od swoich dwóch podstawowych centrów. O'Neal nie ma za dużo paliwa w baku, to może być jedna z jego ostatnich szans na rozegranie pełnego sezonu w NBA. Kibicujmy mu.
Richard Jefferson
Ej, Richard Jefferson znowu wychodzi w pierwszej piątce na meczach NBA. Nie ważne, że to Utah, która póki co najlepiej sobie radzi z misją tankowania w tym sezonie. Nie ważne, że póki co ma najgorszą skuteczność z gry w karierze. Nie ważne, że wszyscy o nim już zapomnieli. Nie ważne nawet, że jego najważniejsza rola w Jazz to podwyższenie średniej wieku. Nadzieja umiera ostatnia. Ten starszy z dwójki enbijejowych Jeffersonów zastępuje tego młodszego w roli głównego Jeffersona Salt Lake City - to zobowiązuje. Poza tym, Richard jest o 81 pozycji wyżej w NBA Elo Player Rankingu od Dereka Fischera. O osiemdziesiąt jeden pozycji! Od tego Dereka Fischera! Słabo?
Dla wszystkich czterech panów piosenka:
bk